Los chciał, żebym podczas ostatnich wyborów popracował w Miejskiej Komisji Wyborczej. Jako zupełny nowicjusz w tych sprawach, przyglądałem się wszystkiemu, co działo się „po drugiej stronie urny” z wielką uwagą.
Przyjdzie czas na szerszy materiał, z pewnością po II. turze wyborów prezydenckich, jednak już teraz chciałbym podzielić się kilkoma uwagami.
Po pierwsze, wszyscy którzy przyszli wziąć udział w głosowaniu byli w uroczystym nastroju, piękne ubrania, radosna mina i zachowanie, jednym słowem święto, na prawdę to się czuło.
Po drugie, wszyscy zachowywali się nadzwyczaj uprzejmie w stosunku do Komisji, zero zniecierpliwienia w czasie (niestety bardzo rzadkich) zatorów, spokojne oczekiwanie, aż członek komisji wyszuka w arkuszu miejsce zamieszkania, drugi zbierze arkusze do głosowania, sympatyczna wymiana zdań. Praca dla Was była przyjemnością.
Po trzecie, nadal przygotowanie do wyborów i zrozumienie zasad głosowania nie zawsze było pełne. Staraliśmy się informować o sposobie głosowania podczas wręczania kart a także na prośbę głosujących.
Mimo to, jak się okazało podczas liczenia głosów, kilkadziesiąt kart zostało wypełnione błędnie lub wcale, tych ostatnich było najwięcej. Zdarzały się równierz źle postawione znaczki (nie conajmniej dwie przecinające się linie-kreski jak w „X” czy „+” a np. tzw ptaszek „v”. Szkoda bo w wyborach każdy głos się liczy.
Jednak smutnym było to, że fekwencja tym razem okazała się niska, zawiedli ludzie młodzi i w średnim wieku. Starsi, często bardzo starsi, z trudem docierający do lokalu, a jednak docierali, młodzi również ale w niewielkiej ilości. Wielka szkoda, bo moi młodzi współobywatele, rzecz jest o Waszej przyszłości.
Często obrażacie się, gdy ktoś traktuje Was jak dzieci, mimo skończonych 18. lat. Jednak to nie kalendarz świadczy o dorosłości, to wasze poczucie odpowiedzialności za siebie, swoje miasto i kraj między innymi o tym stanowi.
W podsumowaniu chciałbym stwierdzić, że praca w komisji jest bardzo stresująca tak z powodu nie zawsze jasnych przepisów, wilekiej staranności i wielokrotnego sprawdzania, przeliczania kart wielo, wielokrotnie, jak i czasu pracy przekraczającego sporo dobę. To było wyczerpujące doświadczenie i z całym przekonaniem mogę powiedzieć że mimo że w karierze zawodowej mam pracę na kutrach na zimowym Bałtyku po 30 i więcej godzin, to tam nie była ona tak wyczerpująca jak ta w komisji.
Dla tego od dzisiaj będę patrzył na członków Komisji Wyborczych z jeszcze większym szacunkiem, należy się im.
W.S.