Leszek Biernacki
Dziś na spokojnie mogłem głębiej zajrzeć w swoje fotograficzne archiwum. Znalazłem zdjęcie, które łączy bardzo dobrze Janka Lityńskiego, czyli Lita, z Gdańskiem. Jest to uroczystość z 31 sierpnia 2016 r. w Gdańsku nadania rondu imienia Tadeusza Mazowieckiego (za plecami jest stadion piłkarski Arena Gdańsk). Janek raz po raz sypie historyjkami z przeszłości opowiada anegdoty o sobie i o Mazowieckim. Wszyscy się śmieją. Borsuk jakby zdziwiony domaga się dopowiedzenia puenty. Paweł zaś jest szczęśliwy całą uroczystością, że jest wokół tyle przyjaznych osób, że Tadeusz Mazowiecki zostanie godnie uhonorowany, że jest delegacja szkoły podstawowej ze sztandarem z imieniem swojego patrona.
Poznałem bliżej Janka gdy powstawała Unia Demokratyczna w 1990 r. Od tego czasu gdy się spotykaliśmy zawsze przy rozmowie zgadzaliśmy się, że najlepszym projektem politycznym odradzającej się niepodległej Polski była Unia Demokratyczna. Bo nie było w niej wodzów, nie było przewodniej ideologii, bo najważniejszy dla partii i jej członków był człowiek, a my cieszyliśmy się z naszej różnorodności i wewnątrzpartyjnej demokracji.
Dzielił się ze mną swoją wiedzą o opozycji przedsierpniowej. Opowiadał o tym jak powstały w Gdańsku Wolne Związki Zawodowe, że Krzysiek Wyszkowski jeździł do niego do Warszawy, że pisał mu oświadczenia bo on nic nawet na brudno nie przygotował. Wyszkowski zaś opowiadał mi, że to on wszystko sam zorganizował i napisał komunikat o postaniu WZZ. Mając dwie sprzeczne wersje wydarzenia, przy którym nie było innych osób i nie można było ich zweryfikować, musiałem z tego wybrnąć. Janek uznał, że choć nie napisałem dokładnie tak, jak on zapamiętał, to może być. Podobnie napisał o mojej książce Wyszkowski w internecie. Nie było to łatwe zadanie tak opisać historyczne wydarzenia, by odpowiadały prawdzie uwzględniając jednocześnie sprzeczne relacje.
Władysław Frasyniuk w TVN24
Lityński był jednym z głównych oskarżonych w procesach marcowych. Jako organizator i uczestnik studenckich wystąpień w marcu 1968 roku został skazany na 2,5 roku więzienia. – To więzienie nie tylko go nie złamało, ale to był jeden z najaktywniejszych ludzi (antykomunistycznej opozycji – red.) – zwrócił uwagę Frasyniuk. Przypomniał, że Lityński po wyjściu na przepustkę z więzienia wrócił do działalności opozycyjnej. – To siła charakteru. Niewielkiego wzrostu człowiek obdarzony niezwykłą siłą, spokojem i niezwykłą otwartością do ludzi – mówił o swoim zmarłym koledze.
Prezydent Bronisław Komorowski w „Faktach po Faktach” w TVN24.
– Dla mnie to przyjaciel rewolucjonista. Jak przystało na rewolucjonistów, z Jankiem Lityńskim poznaliśmy się w celi aresztu w Pałacu Mostowskich (siedziba stołecznej policji – red.) już w latach 70., w ramach aktywności opozycji antykomunistycznej, demokratycznej. Potem ta znajomość zamieniła się w przyjaźń, bo na różnych etapach życia politycznego myśmy się spotykali, zarówno w opozycji w czasach PRL, jak i potem w Unii Wolności, a potem Janek był moim doradcą w czasach prezydenckich – kontynuował Komorowski.
Oprócz heroicznego życiorysu Janka Lityńskiego, warte przypomnienia jest to jego oblicze człowieka niesłychanie cieszącego się życiem.
Uwielbiał życie towarzyskie. Żył nie tylko polityką, ale w polityce był bardzo pryncypialny, był człowiekiem o bardzo zakorzenionych poglądach, którym pozostał wierny chyba do końca
Był człowiekiem odważnym, ale tej odwadze już w wolnej Polsce, w ramach działalności politycznej, towarzyszyło bardzo wiele zdrowego rozsądku, umiaru i umiejętności szukania porozumienia, co było konieczne w tamach polityki demokratycznej.
Barbara Labuda w TVN24– Jasiek był osobą bardzo wyrozumiałą, bardzo życzliwą, bardzo otwartą, bardzo szlachetną i skromną. Był szalenie skromnym człowiekiem, który się nigdy nie wypychał na pierwszy plan, nie rozpychał łokciami – wspominała Lityńskiego Barbara Labuda, działaczka opozycji demokratycznej w czasach PRL.
Jan Lityński był jednym z pierwszych działaczy KOR-u, którzy upublicznili swoje adresy, stając się pierwszą jawną opozycją antykomunistyczną. – To była olbrzymia odwaga, to był heroizm. Wszyscy korowcy to były osoby niezwykłe, bardzo waleczne, ale zarazem bardzo skromne. Dzisiaj byśmy powiedzieli – empatyczne. Dobro innych było dla nich bardzo ważne